Przejdź do głównej zawartości

Pod zdechłym Azorkiem, czyli o (NIE)hiszpańskiej pogodzie

Schemat rozmowy jest zawsze taki sam:

Osoba nie w temacie - Gdzie mieszkasz?
Ja - W Hiszpanii.
Osoba nie w temacie - Ojej! Jak fajnie! Na pewno masz piękną pogodę cały czas. Nie to co w Polsce.

No i tutaj rozmowa zaczyna się komplikować. No bo jak można przekonać statystycznego Polaka, że nie w całej Hiszpanii panuje słoneczna pogoda? Że są regiony, w których klimat jest znacznie gorszy od polskiego?
Czasem, gdy nie mam ochoty na dyskusję, wzruszam jedynie ramionami i mówię, że wcale nie jest tak gorąco. Ale kiedy mam siłę i czas na dłuższą rozmowę, staram się wyjaśnić, jak jest tutaj naprawdę. A zapewniam Was, że przekonanie polskiego rozmówcy do deszczowej wersji Hiszpanii bywa niesamowicie trudne, a czasem wręcz po prostu niemożliwe. Kiedy opowiadam, że mieszkam w najbardziej deszczowym mieście w Hiszpanii, to co prawda widzę malujące się na twarzach zdziwienie, ale jako że, jak zakładam, ludzie sobie myślą: „Może i najbardziej deszczowe, ale to i tak Hiszpania, więc tragicznie być nie może”, jakoś przyjmują kwestię deszczu do wiadomości. Kiedy natomiast dodaję, że Santiago de Compostela jest drugim miastem w całej Europie z największą roczną średnią sumą opadów, a przebija je jedynie niewielkie miasteczko Bergen w Norwegii, to wtedy statystyczny Polak wytrzeszcza oczy, rozdziawia paszczękę i z niedowierzaniem pyta się: - Naprawdę?! A ja na to ze smutkiem odpowiadam  -Tak. Naprawdę...

Żeby było jasne. Zawsze śmiałam się z ludzi narzekających na pogodę, szczególnie jeśli widziałam, że są to młode osoby. Myślałam: „Przewrażliwieni, wydelikaceni, hipochondryczni. Jacy by nie byli, na pewno normalni nie są”. Zmieniłam jednak zdanie po kilku miesiącach pobytu w sławetnym mokrym Santiago de Compostela. W tym mieście deszcz jest w stanie padać bez przerwy całymi tygodniami, a zdarzają się i takie lata, że nawet miesiącami. Ale to nie wszystko. Ogromnym deszczom towarzyszą dodatkowo bardzo silne wiatry o średniej prędkości, bagatela, 140 km/h. Sprawia to, że deszcz bardzo rzadko pada tutaj zgodnie z kierunkiem przyciągania ziemskiego. Bardzo często natomiast poziomo mocząc doszczętnie każdego, kto śmie wyściubić nos z jakiegokolwiek zamkniętego pomieszczenia. Wiatry dodatkowo masowo i z niesamowitą łatwością łamią parasole (włącznie z tymi mocnymi modelami), jakby to były wykałaczki oraz potrząsają na prawo i lewo przechodniami mężnie walczącymi ze swoimi wyginającymi się parasolami. Dla zilustrowania opisywanej sytuacji kilka zdjęć, które z trudem wykonałam osobiście w Santiago de Compostela w jakże niesprzyjających warunkach atmosferycznych:









Ciągłym deszczom towarzyszy również, jak można się domyślić, wszechobecna wilgoć. W mieszkaniach nawet przy dobrej jakości oknach, jeśli domownik nie zaopatrzy się w tak zwany odwilżacz (tak, dobrze przeczytaliście, odwilżacz, nie nawilżacz), najprawdopodobniej na ścianach prędzej czy później wyrośnie grzyb. Dodatkowo bez tego urządzenia pranie schnie tak wolno, że bardzo często ubrania na wskroś przesiąkają odorem wilgoci i trzeba je prać od nowa. Dodatkowo ogromna wilgotność powietrza sprawia, że zimą, odczuwalna temperatura, mimo iż w rzeczywistości bardzo rzadko spada poniżej zera, moim zdaniem jest gorsza do zniesienia niż nasze polskie zimowe minus 20. Bez względu na to, ile swetrów czy par skarpetek na siebie założysz, ziąb i tak będzie się w Ciebie wdzierał bez litości. Czasem zastanawiam się, czy mając na sobie krótkie spodenki i podkoszulek odczuwałoby się jakąkolwiek różnicę.

W żartach wymieniam jeszcze jedną wadę tutejszej wilgoci. Dla własnego dobra lepiej się nie zgubić w lasach Galicji nie mając przy sobie kompasu. Dlaczego? Ponieważ pnie wielu drzew są albo porośnięte mchem ze wszystkich stron, albo gęsto okręcone listowiem całkowicie zakrywającym korę. Dlatego też, jeśli zwykle w tego typu sytuacjach staracie się zorientować, gdzie jest północ patrząc na mech na drzewach, w Galicji będziecie mieć przechlapane. Oto trochę śmieszny, ale jakże dobry przykład, tego, co opisuję:



Jak na razie opisałam Wam swoje subiektywne odczucia dotyczące hiszpańskiej Galicji, jako przykład przedstawiając stolicę tej części kraju, Santiago, ponieważ to właśnie tam dotychczas mieszkałam. Jednakże jeszcze nigdy nie podparłam swoich domysłów o nadmiernej deszczowości tego regionu naukowymi pomiarami. Czy więc w hiszpańskiej Galicji rzeczywiście pada tak bardzo, jak mi się wydaje? Po przeanalizowaniu wyników meteorologicznych z Santiago de Compostela oraz z mojego rodzimego miasta Krakowa, opadła mi szczęka. Różnice są zatrważające! Dla przykładu, w Krakowie w 2010 roku, czyli wtedy, kiedy miała miejsce jedna z największych powodzi w Polsce, gdy poziom wody na Wiśle przekroczył (w Krakowie również) poziom notowany podczas tak zwanej powodzi tysiąclecia z 1997 roku, średnia roczna suma opadów wyniosła 1021 mm. W Santiago de Compostela natomiast w najbardziej suchym roku w przeciągu ostatnich 11 lat łączna średnia suma opadów wyniosła... 1204,4 mm, czyli więcej niż w Krakowie w roku powodziowym. Natomiast najbardziej deszczowym rokiem w Santiago w okresie od 2002 do 2012 był rok 2002, kiedy spadło w tym mieście, bagatela, 2416 mm deszczu. Więcej danych podaję poniżej:

Santiago de Compostela- średnia suma opadów w mm

(dane z Obserwatorium Astronomicznego Ramona Marii Aller z Uniwersytetu w Santiago de Compostela)


Kraków - średnia suma opadów w mm





Większość tutejszych mówi, że deszcz jest potrzebny. Ja temu nie przeczę, proszę jedynie o umiar. Mówią też, że deszcz dodaje uroku, że miasto jest wtedy ładniejsze. Z tą opinią akurat się nie zgadzam, ale tutaj wkraczamy już w kwestię gustów, a o nich przecież się nie dyskutuje. Według mnie gołym okiem można zauważyć, że ten ciągły galicyjski deszcz wyrządza miastu więcej krzywd niż korzyści. Wystarczy spojrzeć na te piękne zabytkowe budynki niszczejące pod warstwami mchu i zielono-brunatnych zacieków:




Tak jak mówiłam na początku, nie cała Hiszpania jest słoneczna. Ktoś ma jeszcze co do tego jakiekolwiek wątpliwości? ;)

Komentarze

  1. smutna prawda, ale na pogode ludzie nic nie poradza, no chyba zw w Rosji:P:P

    OdpowiedzUsuń
  2. Doskonale znam te klimaty, mieszkając w Stavanger w Norwegii �� Z tym ze wszyscy się dziwią ze nie mamy tu trzaskajacych mrozów ani niedźwiedzie polarne nie chodzą po ulicach, tylko leje i leje cały rok. A co do Bergen - to drugie co do wielkości miasto w Norwegii, była stolica. Nie jest takie malutkie ��

    OdpowiedzUsuń
  3. Na pewno to jest bardzo ciekawy wątek pod względem danych.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak naprawdę to trochę przypadkowo wszedłem na ten blog. Myślałem że ten blog jest o wiele inny.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Porzucanie zwierząt

Mój pierwszy post w Czarnej Hiszpanii jest o zwierzętach, a dokładniej dotyczy porzucania ich przez właścicieli. Postanowiłam zacząć od tej kwestii, bo mówi ona wiele o opisywanej przeze mnie w blogu nacji. Według mnie to, jak traktujesz bezbronne zwierzę, pokazuje, jakim jesteś człowiekiem. Hiszpania obecnie przoduje w niechlubnych statystykach Unii Europejskiej dotyczących porzucania czworonożnych pupili.

Kawa czy herbata?

Tym razem będzie o dwóch napojach, bez których nie wyobrażam sobie życia. O jakich? O kawie i herbacie oczywiście! Dla mnie, amatorki obydwu trunków, pobyt w Hiszpanii był dość ciężki. Dlaczego?